Hej kochani :)
Dziś zaczynam nowy temat na blogu, a będzie to Project Life. Kilka dni temu wreszcie zrobiłam pierwsze rozkładówki i nie mogę się doczekać, żeby je Wam pokazać. Ale zanim będę się chwalić, że wreszcie ogarnęłam odrobinkę ten temat, opowiem Wam o tym, jak to się stało i dlaczego tak długo to trwało.
Album do PL kupiłam już rok temu. Wybrałam oczywiście różowiutko - słodki w rozmiarze 12x12 cali, bo wcześniej miałam już ten mniejszy i jego małe możliwości mnie rozczarowały. Od razu kupiłam też koszulki, w które wkłada się zdjęcia i karty. Nie zastanawiałam się specjalnie nad wyborem koszulek, po prostu wybrałam po kilka z każdego dostępnego rodzaju( a właściwie wybrała je dla mnie MRU) . Kilka rodzajów kart miałam już wcześniej, więc ich zakup odłożyłam na później. Byłam przekonana, że skoro już ten album mam, do tego koszulki, naklejki i inne potrzebne i niepotrzebne rzeczy zaraz się za niego zabiorę.
Minął jednak rok, a album nadal leżał nietknięty na półce i zerkał na mnie od czasu do czasu z lekkim wyrzutem.
Dlaczego tak późno?
Na samym początku przeraziła mnie ilość różnych rodzajów albumów i mnóstwo producentów. Zaczęłam czytać, sprawdzać, porównywać. Zajęło mi to mnóstwo czasu i kompletnie zniechęciło.
Dlatego radzę Wam nie szaleć z poszukiwaniem informacji. Zamiast wypełniać album, będziecie czytać i zastanawiać się co wybrać. Ja ostatecznie zdecydowałam się na album Becky Higgins i jestem zadowolona.
Zastanawiam się co jeszcze tak długo powstrzymywało mnie przed zabraniem się za tę, jak się okazuje świetną zabawę. Chyba to, że nie miałam wywołanych zdjęć. Kupiłam co prawda drukarkę, która miała cudownie drukować zdjęcia, ale okazała się rozczarowaniem. Nie ze względu na jakość zdjęć, ale na wieczne zacinanie się i zrywanie połączenia z internetem. Tak mnie to denerwowało, że trudno to nawet opisać. Na pewno znacie to uczucie, gdy jakiś sprzęt odmawia posłuszeństwa i to co mieliście zrobić w 5 minut zajmuje 35 minut, albo jeszcze gorzej.
Walczyłam z tym przez jakiś czas, po czym jednak odpuściłam. Poza tym okazało się, że odbitki wydrukowane na drukarce nie trzymają koloru - zaczęły żółknąć. No i znowu coś, mnie zniechęciło.
Kolejna rzecz to mnóstwo zdjęć w telefonie. Chociaż mój Iphone fajnie segreguje fotki w albumy, przerażała mnie ich ilość. Mogłam zacząć od tu i teraz, ale żal mi było nie zachować tych wspomnień, które już przeżyliśmy. Wreszcie wzięłam się za przeglądanie zdjęć, zaznaczałam po kolei te, które mi się podobają i mają szczególne dla mnie znaczenie i wysyłałam je sukcesywnie do wywołania. Następnego dnia odebrałam ponad 300 odbitek i poczułam, że jestem już o krok bliżej do wypełnienia mojego albumu.
Ostatnia rzecz, która doprowadziła do tego, że wreszcie zabrałam się za uzupełnianie albumu to zakup nowych kart. Choć te, które miałam w domu nie były złe to jednak nie do końca mi pasowały. Kupiłam na
Craft Wawa dwa nowe zestawy i po powrocie do domu zabrałam się za album.
Pierwsze Spostrzeżenia
Na początek zauważyłam, że większość moich zdjęć zrobionych jest w poziomie i to z dość dużym zbliżeniem. Niektóre oczywiście da się wykadrować, ale czasem szkoda wycinać tło. Zauważyłam więc, że potrzebuję więcej koszulek z miejscem na zdjęcia poziome w rozmiarze 10x15 cm. Oczywiście fotki można zmniejszyć i dopasować do koszulki, ale jak już pisałam nie drukuję ich w domu, dlatego raczej muszę pomyśleć o dopasowanych koszulkach niż obróbce fotek. Nie chce mi się dodatkowo siedzieć przy kompie i kombinować z rozmiarami zdjęć. Wolę wziąć nożyczki i po prostu dociąć.
Tak więc zamierzam fotografując łapać nieco większą perspektywę, szczególnie w zdjęciach z wakacji, gdzie otoczenie, piękne krajobrazy i architektura są raczej ważne. Będę też kadrować więcej w pionie.
Co innego jeśli chodzi o codzienność. Tu raczej fajnie sprawdzają się zbliżenia na detal, powtórzenia kadrów w delikatnie innym ujęciu.
Ważna jest też dla mnie kolorystyka strony. Jak dotąd to raczej wybrane zdjęcia decydowały o palecie kolorystycznej. Pewnie może być też tak, że to karty wyznaczą kolorystykę, ale u mnie jak na razie tak nie jest. Nie skupiam się też na tym, żeby mój album był monochromatyczny. Być może dlatego, że poświęcam go na zdjęcia całej rodziny, z różnych momentów w życiu, ze świąt, wakacji, spotkań, czy urodzin. W takim przypadku raczej nie wpływam na kolorystykę zdjęć. Wolę żeby wszystko wyglądało tak jak faktycznie było.
Myślę o kupieniu dodatkowego albumu dla siebie. Takiego bardziej osobistego, który byłby formą mojego fotograficznego pamiętnika. Ale to pewnie za jakiś czas, wszystko po kolei ;)
Wszystkie produkty do Projekt Life kupiłam w
Kolorowym Jarmarku. Nie widziałam już tam mojego różowego albumu, ale znajdziecie mnóstwo innych prześlicznych produktów.